2000.
- Premiera filmu była początkiem problemów, tak? - zaczął Kris,
gdy oboje zasiedli w swoich fotelach po krótkiej przerwie, która
przydała się im obu. - W końcu ten jeden tydzień był bardziej
burzliwy niż jego całe życie.
- Racja, gdyby były tego inne okoliczności, prawdopodobnie by się
cieszył, ale ten rozgłos nie był dobry, zwłaszcza, że ciągnął
go na samo dno – stwierdził po chwili, uśmiechając się smutno.
- Widziałem, jak dzień po dniu umiera, a najgorsze było to, że
nawet jeśli się starałem, nie potrafiłem mu pomóc. Okazywało
się, że byłem zupełnie bezsilny, bo nie mogłem zabronić mu
niczego. Mógł robić, co chciał – dodał podpierając się
łokciami o boczne oparcia fotela. - Mimo wszystko był silny, nie
sięgał po narkotyki, tylko dużo palił. Zdarzało się, że
widziałem go z papierosem, a pięć minut później z kolejnym.
Myślę, że próbował zapomnieć o problemach, jakoś je
zatuszować, ale niespecjalnie mu to wychodziło.
- I po ujawnieniu waszego związku było jeszcze gorzej?
Chanyeol kiwnął głową.
- Tak. Nie planowaliśmy tego, właściwie i tak było dużo szumu z
fatalnym filmem, a kolejne problemy były nam zbędne. To znaczy...
mnie to było obojętne. Ja się tym tak bardzo nie przejmowałem i
naprawdę miałem gdzieś to, co napiszą o mnie gazety. Mój ojciec
wiedział o mojej orientacji, więc nie miałem się przed kim
ukrywać. Poza tym niewiele osób mnie kojarzyło, nie byłem
nikim sławnym – poinformował, spoglądając na gazetę, którą ze
sobą przyniósł. Aktualnie leżała na biurku, pomiędzy nim a
Krisem. - Ale inaczej było z Baekhyunem.
- Ponieważ źle znosił krytykę?
- Po części – zgodził się. - Mimo wszystko tych plotek,
recenzji, oskarżeń i pogłosek namnożyło się zbyt wiele. Ludzie
nie wiedzieli w co mają wierzyć. A Baekhyun cierpiał. Bał się
każdego kolejnego dnia, a ja nie pomagałem, wręcz mu zaszkodziłem,
ale nie chciałem tego – dodał od razu, broniąc się. Kris
spojrzał na niego, uważnie analizując jego słowa. - Kiedy z
Baekiem było coraz gorzej, postanowiłem zrobić cokolwiek, żeby
się rozluźnił, nie myślał o przykrych sprawach. Siedział cały
czas w domu i nie robił nic, zamykał się w pokoju i ukrywał się
chyba przede mną. Przed resztą świata również – westchnął ze
zmęczeniem, przymykając oczy. - Nie chciał się nikomu pokazywać,
próbował uciec. Może nie dosłownie, ale w przenośni. Chciał
oderwać się od tego realnego świata i zginąć pośród marzeń,
które się nie spełniły.
- Jak mu zaszkodziłeś? - zapytał.
- Wziąłem go na głupi piknik – prychnął. - Który zmienił w
jego życiu dwie rzeczy. O pierwszej miałem się przekonać dopiero
za kilka dni, druga stała się dla mnie jasna dzień później –
wyjaśnił, zaciskając swoje długie palce w pięści. - Niby ten
dzień był przyjemny dla nas obu. Siedzieliśmy właściwie kilkaset
metrów od jego ulubionego miejsca, którym był napis na wzgórzu,
piliśmy wiśniową Coca Colę i jedliśmy hamburgery. Było
świetnie, miałem wrażenie, że na chwilę Baek staje się
szczęśliwy, że jest tak jak przed premierą filmu. Ale następnego
dnia pojawiło się wiele nieprzyjemnych komentarzy względem
Baekhyuna. Nie wątpię, że chcieli mu zaszkodzić, zarówno
dziennikarze, jak i całkowicie przypadkowi ludzie, którym Byun nie
przypadł do gustu. Bo w końcu to były lata 70, mało osób
akceptowało związki homoseksualne, a jeżeli chodziło o
jakąkolwiek znaną osobistość, to nie wchodziło w grę. A ja nawet nie
myślałem, że następnego ranka jego życie zmieni się w jeszcze
gorsze piekło.
- Nie widziałem tych artykułów, choć starałem się znaleźć
jakikolwiek egzemplarz – przyznał mężczyzna z niezadowoleniem,
ponieważ jego wszelkie podjęte starania poszły na marne. - Co w
nich było napisane?
- Że Baekhyun jest beztalenciem, że zepsuł film, a pojawił się
w nim tylko ze względu na wpływowego syna producenta – zakpił,
przypominając sobie dosyć dotkliwe teksty, które nie chciały
usunąć się z jego umysłu. - Albo, że jest pieprzonym pedałem i
że nie ma prawa dalej funkcjonować tutaj, w Hollywood. To nie było
napisane wprost, ale pomiędzy linijkami dało się to wyczytać.
Pojawiło się też wtedy dużo nowych artykułów z opisami i
recenzjami filmu, w którym grał. Żadna nie była pozytywna.
soundtrack
- Czyli nikt nie był w stanie dostrzec tego talentu Baekhyuna, o
którym wspominałeś?
- Poza mną? - Zastanowił się przez moment. - Była jeszcze jedna
osoba, ale Byun nie mógł o niej wiedzieć, ponieważ ujawniła się
zbyt późno, zaraz po jego śmierci – wyjawił, obserwując Krisa,
którego wzrok był wbity w notatnik. - I było mi naprawdę szkoda
Baekhyuna. Tęskniłem za jego uśmiechem, za tymi wszystkimi
słowami, którymi codziennie mnie obdarzał, jak powtarzał, że
spełni te swoje marzenia za wszelką cenę. Jego życie kręciło
się właśnie wokół nich. Bez nich traciło sens, to one je
napędzały.
- I więcej ich nie powtórzył?
- Zrobił to raz. Wtedy miałem okazję po raz ostatni ich słuchać.
*
1970.
Trzymanie w swoich ramionach Baekhyuna, Chanyeol mógł uznać za coś
niezaprzeczanie wyjątkowego. Gdy to drobne ciało wtulało się w
niego, czuł się dobrze, przekonywał się, że ma wielkie
szczęście, mając go przy sobie. Dlatego lubił, gdy Byun był tuż
obok niego, a on sam mógł gładzić swoją dużą ręką jego
jasne, gładkie włosy, które opadały na jego czoło. Takie
niedzielne przedpołudnie byłoby idealne, gdyby nie to, że jeden z
nich wcale nie chciał tam być. Pragnął zniknąć, tym razem
zostać zapomnianym. Czuł się źle w blasku fleszy, gdy wszyscy
mieli o nim jedno zdanie. Zastanawiał się tylko, co zrobił nie
tak. Przecież starał się, robił wszystko, by ludzie go pokochali.
Chciał pokazać im swoją pasję, ale nie udało się. Jego
starania poszły na marne, a on sam się załamał. Depresja dopadła
go tuż po zakończeniu premiery. Nie potrafił pogodzić się z
porażką, która okazała się być jeszcze gorsza niż we
wszystkich koszmarach. Dlatego nie cieszyło go nic, ani słońce,
które wpadało przed duże okna w salonie, ani jego ulubiony film, który
leciał we włączonym telewizorze już od kilkudziesięciu minut,
ani Chanyeol leżący tuż obok niego. Każdy dzień był dla
niego smutny, nawet ten najbardziej słoneczny i upalny.
Przestał liczyć dni, które minęły od momentu jego porażki.
Uznał, że to i tak nic nie zmieni, a wszelkie próby jakiegokolwiek
ponownego wzbicia się na szczyt ponownie zawiodą. Nie miał sił
zupełnie na nic. Czuł się pusty, nikomu niepotrzebny. Zaczął
nawet uważać, że przeszkadza Chanyeolowi. W końcu... on i tak nie
nadawał się już do niczego.
- Baekhyun. - Usłyszał tuż przy uchu, ale mimo wszystko się nie
poruszył, nie oderwał wzroku od momentami siejącego telewizora. -
Jak długo będziesz się jeszcze tak zamartwiał? - W odpowiedzi
dostał jedynie nieśmiałe wzruszenie ramionami, przez co westchnął
ciężko. - Mógłbym coś dla ciebie zrobić?
Cisza przerywana odgłosami filmu była nie do zniesienia dla Parka.
- Zapomnieć – odezwał się wreszcie po dłuższej chwili
milczenia.
- O czym? - zapytał, zupełnie nie rozumiejąc.
- O moich problemach, Chan. Ty nie masz powodu się o mnie martwić,
czy nimi przejmować. Nie chcę, żeby później to wszystko odbiło
się na tobie. Wystarczy, że ja na tym wszystkim ucierpiałem –
przyznał, po czym powoli wyplątał się z uścisku Chanyeola,
niechętnie siadając zaraz obok. Swój wzrok nakierował na gazety
leżące na półce stojącej przy kanapie, które wcześniej
czytał. Miał ochotę je zniszczyć i udawać, że nigdy nie było
tego tematu, że on nadal nie jest sławny i dąży do spełnienia
swoich marzeń. Wtedy był naprawdę szczęśliwy, ponieważ miał
nadzieję, teraz nie miał nic.
Chanyeol również wstał.
- Czyli uważasz, że jesteś całkowicie skończony? - zapytał,
natomiast Baekhyun kiwnął głową. - W takim razie musisz gdzieś
ze mną pójść.
- Nie, Yeollie. Nigdzie się stąd nie ruszam.
- Ale nalegam – odparł stanowczo, chwytając obie dłonie Byuna w
swoje. - Wrócimy do popołudnia. Po prostu chciałem ci coś
pokazać. Nie będziesz żałował, obiecuję.
Baekhyun spojrzał na niego z wątpliwością, jednak zgodził się,
choć w środku uważał, że i tak już nic go nie uratuje, ponieważ
stracił swoją duszę.
soundtrack
Niedziele zawsze były przesiąknięte spokojem i ciepłem, które
było normalne dla kalifornijskiego klimatu. Chanyeol lubił
wychodzić popołudniami i szczerze powiedziawszy było mu obojętne
gdzie. Ten nawyk zyskał dzięki ojcu, który zwykł go zabierać w
ten wolny od jakiejkolwiek pracy czas w miejsce, jakie tylko Chan
sobie zażyczył. Najczęściej była to plaża Malibu położona dosyć
blisko ich rodzinnego domu, ewentualnie Lucky Devils, gdzie
bywali częściej. Dlatego niedziele uważał za dzień wyjątkowy,
który zawsze poświęcał mu jego ojciec. Nieraz wspominał ich
wspólne wypady, które szczególnie utkwiły w jego pamięci. I
wcale nie chciał przerywać tej tradycji, która kojarzyła się mu
ze szczęściem, więc żałował, gdy to wszystko ustało, że
dorósł. Czasami miał wrażenie, że nieodwracalnie oderwał się
od czasów świetności, a naprawdę chciał do nich wrócić. I sam
nie wiedział, czy wyciągnął Baekhyuna z domu dla własnej
korzyści, czy dlatego, że naprawdę chciał mu pomóc. Być może
połączył te dwie rzeczy.
Spojrzał na Baekhyuna siedzącego tuż przy nim. Był oparty o dość
wysokie drzewo dające duży cień, który obejmował zarówno ich,
jak i rozłożony koc. Obok niego stała otworzona puszka z wiśniową
Coca Colą, jednak już tak ciepła, że nie miał ochoty jej pić.
Jego wzrok był wbity w jedno miejsce, najwyraźniej dokładnie
obserwował wysokie, malujące się na pobliskim wzgórzu litery. Z
tej odległości i perspektywy pokazywały swój ogrom, to, jak
potężne są dla zwykłego człowieka, który jedynie je obserwuje.
I Baekhyun miał wrażenie, że przy nich się gubi, ale w gruncie rzeczy
wcale mu to nie przeszkadzało.
- Co się tam dzieje? - zapytał, dostrzegając grupę ludzi
pracujących przy znaku.
- Jakieś naprawy, słyszałem, że mają go odświeżyć – odparł
Chanyeol, wzruszając ramionami, jakby cała sprawa całkowicie go
nie obchodziła. I tak właściwie było. - Czujesz się choć trochę
lepiej?
- Nie wiem – powiedział, spuszczając wzrok na swoje dłonie
położone na udach. - To wyjście może i coś zadziałało, bo
wreszcie przestałem się ukrywać w tym mieszkaniu, ale nadal czuję
zawód do siebie, Chanyeol. Tego już chyba nigdy się nie pozbędę,
zbyt duże to miało znaczenie w moim życiu. I z tego powodu nie da
się mnie pocieszyć. Doceniam to, naprawdę, ale jest zbyt późno
na jakąkolwiek pomoc.
- I co zamierzasz zrobić?
- Ze swoim życiem? - dopytał, a Chanyeol skinął głową. - Nie
jestem pewien. Przyszłość pokaże, ale w swoim czasie –
stwierdził, przyciągając nogi do siebie, po czym oplótł je
ramionami. - Być może jeszcze kiedyś uda mi się wzbić na szczyt
lub całkowicie polegnę i załamię się. Tego nikt nie wie. Tak samo
było z premierą. Na początku myślałem, że się uda, byłem w
sumie o tym przekonany, a wyszło zupełnie inaczej niż oczekiwałem
ja i reszta świata. To trochę niesprawiedliwe, nie uważasz? -
prychnął, z rozbawieniem kręcąc głową.
- Tak, ale najgorsze już za tobą, Baek.
Chłopak spojrzał na niego spod przymrużonych powiek.
- Tak sądzisz?
- Jasne – zapewnił, po czym przysunął się bliżej Byuna, który
odwrócił głowę w jego stronę. - Przez ostatnie dni byłeś
naprawdę dzielny. Mimo tak okropnego zawodu, poradziłeś sobie i
nie popadłeś w jeszcze gorszą depresję. Nie wiem, Baekhyun, ja
nie znam się na pocieszani, ani na niczym, co znowu przywróciłoby ci
to pełne szczęście, ale już sytuacja się nie powtórzy. Te
pierwsze dni zawsze są najgorsze, wtedy serce pęka na wiele
kawałków i myśli się, że nie można już nic odbudować. I
widziałem, że w twoim przypadku tak naprawdę jest. Ale pomyśl, że
całe życie przed tobą. Masz dwadzieścia dwa lata, zdążysz
jeszcze wiele zrobić. Ostatnie miesiące, to był tylko start w
Hollywood. I nie waż się myśleć inaczej.
- Masz rację, Chan. Beznadziejnie pocieszasz. Właściwie swoim
gadaniem jeszcze bardziej dołujesz – zaśmiał się, z
rozbawieniem kręcąc głową. - Mówisz to, co ludzie chcą
usłyszeć, a nie to, co jest prawdą. I gdy wierzy się w takie coś,
zawód później jest jeszcze bardziej bolesny – mruknął chwilę
później i spojrzał na puszkę Coca Coli, którą i tak wziął do
ręki. - Ale powiedzmy, że ci wierzę, ten jeden raz. Możesz mówić
dalej i nazmyślać trochę. Już chyba nic nie mi nie zaszkodzi.
- Uhh, więc wkrótce ktoś zaproponuje ci rolę, do filmu, który
będzie zapowiadał się na wielki hit. Zagrasz w nim główną rolę
i właśnie to będzie kluczem do twojej kariery, tej, której
wszyscy będą ci zazdrościli. Niedługo potem zdobędziesz Oskara za
najlepszego aktora roku. Postaramy się o dom nad samą plażą w Malibu,
który będzie naszym rajskim kątem. I już nigdy się stamtąd nie
ruszymy, nawet jak przeminie trzydzieści lat. Nadal będziemy razem.
I wiesz co? Hollywood nadal będzie twoje. Będziesz dumą
Kalifornii.
Baekhyun zaśmiał się melodyjnie, jednak w jego oczach nadal krył
się smutek.
- Chciałbym, Yeoll. Szkoda, że to tak bardzo nierealne.
- A przypomnij mi, co powiedziałeś pierwszego dnia, kiedy się
poznaliśmy.
- Hollywood jest piękne? - zapytał, a Park pokręcił głową. - Że
chcę być aktorem? - tym razem jego towarzysz przytaknął. -
Najlepszym. Zagram w wielu filmach i ludzie będą mnie kochać.
- Powiedziałeś wtedy coś jeszcze.
- Wiem, pamiętam – odpowiedział, smutniejąc. Uśmiechnął się
blado, łapiąc dłoń Chanyeola w swoją, z którą splótł palce.
Czuł ciepło bijące od niego. - Hollywood nigdy o mnie nie zapomni
– obiecał, kierując wzrok na napis malujący się przed nimi.
*
2000.
- Tamtego dnia Baekhyun mówił cała prawdę, a ja ponownie uznałem
to za nic innego, jak kłamstwa. To znaczy... to nie brzmiało zbyt
groźnie, jak słowa zwiastujące jego śmierć – dodał po
momencie. Sam się sobie dziwił, że pamięta tak wiele z okresu,
gdy miał dwadzieścia lat i niewielkie ambicje na swoje dalsze
życie, ponieważ żył tylko i wyłącznie chwilą. - Właściwie
zawsze wcześniej powtarzał te słowa. Często mówił, że
Hollywood będzie go pamiętać, dlatego puściłem tę uwagę mimo
uszu.
- Tym razem nie żartował.
- Niestety.
- Swój plan dosyć szybko wcielił w życie? - zapytał, zdając
sobie sprawę, że coraz szybciej docierają do nieuniknionego końca,
który był tragiczny dla Baekhyuna. - Bo z tego, co wiem, kończyło
się jego życie. Kilka dni później jakaś kobieta miała znaleźć
jego ciało.
- Zrobił to jeszcze tego samego dnia, ale wieczorem. Był wtedy
strasznie spokojny. Nawet weselszy, przynajmniej tak mi się
wydawało. Nie mogłem dostrzec tego, że tak naprawdę cierpiał i
maskował to pod uśmiechem, który dla mnie był prawdziwy. Myślałem,
że poprawiłem mu samopoczucie, że przestanie się tak bardzo
smucić... Nie sądziłem, że tym samym odprowadzę go na sam grób
– prychnął z żalem, który nadal odczuwał. Wiedział, że po
części jest winny śmierci swojego chłopaka. Żałował, że już
nie może tego naprawić, jakoś pomóc Baekhyunowi, który podczas
tego jednego, niecałego tygodnia bezgłośnie, ale rozpaczliwie
wołał o pomoc. Niestety nikt nie był w stanie go usłyszeć, nawet
sam Chanyeol, który naprawdę się starał. Okazało się, że to
niczego nie rozwiązało w pozytywny sposób, co więcej –
pogorszyło sytuację.
- Konsekwencje dopiero poznamy, ale jaki miało to mniej więcej
przebieg?
- Bardzo prosty – stwierdził szybko. - Pamiętam, że usiadł za
biurkiem i nie odchodził od niego przez bardzo długi czas. Najpierw
czytał gazety, które w efekcie i tak podarł i wyrzucił. Uważałem
to za dobry początek ku nowemu życiu. - Kris kiwnął głową,
notując. - Później, gdy zapytałem się, co robi, odparł, że
pisze do rodziców. Chciał się wytłumaczyć z całej tej afery.
Miał świadomość, że najprawdopodobniej ta informacja nie dotarła
do Korei, ale mimo to chciał być czysty. Jego rodzice zasługiwali
na tę wiadomość. W końcu nie odezwał się do nich w żaden
sposób aż od samego początku jego pobytu w Los Angeles. Na pewno
dużo o nim myśleli, martwili się o niego, dlatego dobrze, że
jakoś zdołał się wytłumaczyć. W międzyczasie napisał jeszcze
jeden list. Tym razem kierowany był do mnie i niewielki jego kawałek
do wszystkich, przez których cierpiał.
- Masz ten list? - zapytał Wu YiFan z zaciekawieniem, odrywając
wzrok od kartki. Nakierował go na Chanyeola, który pokręcił
głową.
- Nie. W 1975 roku przeniosłem się do Nowego Jorku. Podczas
pakowania i samego przenoszenia się, sporo rzeczy zginęło, ja też
dużo wyrzuciłem. To, co wydawało mi się bezwartościowe, poszło
na śmietnik. List Baekhyuna musiał być wśród tych wszystkich
rzeczy, ale nie mam pojęcia, w której grupie. - Wzruszył
beznamiętnie ramionami, ukazując swoją bezsilność. - W każdym
bądź razie, nie umieścił tam nic ciekawego. Napisał tylko, że
tej nocy umrze szczęśliwy. I że marzenia piękniejsze są
niespełnione, gdy wciąż ma się je jedynie w swojej wyobraźni.
Reszta była skierowana do mnie. Myślę, że nikogo innego nie
powinno to interesować, zwłaszcza, że i tak wiele z tej jego
ostatniej wypowiedzi nie pamiętam. Człowiek po trzydziestu latach
po prostu zapomina.
- Dużo czasu poświęcił pisaniu tego listu?
- Chyba tak. Gdy zasypiałem, jeszcze nie było go w łóżku.
Natomiast przedostatni raz widziałem go żywego rankiem następnego
dnia, kiedy wychodziłem do pracy.
- Szesnasty grudnia – mruknął bardziej do siebie aniżeli do
Chanyeola Kris, uśmiechnąwszy się ponuro. - Stało się wtedy coś
szczególnego?
- Poprosił mnie o wysłanie jednego z listów, właśnie tego do
rodziców. O drugim nadal nie miałem żadnego pojęcia.
- Wiesz o czym tam pisał?
- Na pewno nie o swoich zamiarach. Być może ich przepraszał. Musiał
wyjaśnić kilka spraw przed śmiercią, żeby odejść z czystym
sumieniem.
- Powoli się przygotowywał.
- Tak. I sądzę, że myślał o tym już od samego dnia premiery,
nie od niedzielnego południa. To nie była decyzja nieprzemyślana
czy spontaniczna. Dokładnie wiedział, co chce zrobić.
*
1970.
Zastanawiał się, co dokładnie odczuwał i na początku nie mógł
dokładnie tego stwierdzić. Zaczynał gubić się we własnych
myślach, ponownie popadał w smutek, który go zabijał, a mimo
wszystko chciał żyć, ale nie tak... Pragnął zażyczyć sobie
tego, by wszystko wróciło do normy, zostało takie, jakie było przed
dostaniem roli w filmie, bo przecież najbardziej szczęśliwy był,
gdy grał w teatrze. Żył swoją pasją, nie stresując się o to, co
przyniesie jutro. Wtedy był pewny swojej najbliższej przyszłości,
wiedział, że nie będzie ona okrutna. Był szczęśliwy. Klimat Los
Angeles go w sobie rozkochał, tak samo, jak całe to miasto. Ludzie
go lubili, nawet jeśli dokładnie nie wiedzieli kim jest. Był
aktorem i spełniał się w tym zawodzie. Najwyraźniej nie było
pisane mu pięcie się po poprzeczce coraz wyżej. Powinien zostać w
miejscu i nigdy nawet nie myśleć o karierze na skalę światową,
ponieważ ta była tylko dla tych odważnych, którzy nie boją się
krytyki.
Sam Baekhyun nigdy nie powiedziałby, że właśnie na tym etapie to
wszystko zamknie i to z własnej woli. Zawsze uważał, że będzie
żył jak tylko długo może, może nawet dożyje setki, że będzie
miał takie życie, jakie wywróżył mu Chanyeol. Na pierwszy
rzut oka wydawało się doskonałe, takie o jakim właśnie marzył,
ale siedząc za biurkiem, które było skierowane przodem do okna, zza
którego rozciągała się Kalifornijska panorama, doszedł do
wniosku, że nigdy nie powinien tych marzeń spełniać. One wydawały
się dobre tylko w jego głowie i sercu, ale naprawdę były wielkim
problemem, pułapką, z której nie szło się wydostać, choćby się
starał. Wiedział, że ludzie po jakimś czasie zapomną, a gazety
z tym feralnym filmem na okładkach wylądują w śmietniku, ale
teraźniejszość nie dawała mu spokoju. Poza tym... on nie potrafił
żyć bez pasji, a nie był pewien, czy kiedykolwiek jeszcze uda mu
się w czymkolwiek zagrać. Nie chciał skończyć, siedząc na
kanapie do samego końca swojego życia, czekając, aż Chanyeol
wróci z pracy. Człowiek pozbawiony ambicji... To było jeszcze
gorsze niż śmierć.
- Nie kładziesz się spać?
Baekhyun momentalnie zamarł. Podniósł niepewnie głowę, najpierw
spoglądając na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał
godzinę dwudziestą trzecią piętnaście, po czym przeniósł wzrok
na Chanyeola stojącego w przejściu pomiędzy korytarzem a salonem,
- Jeszcze nie – odpowiedział, uśmiechając się lekko. - Mam
jeszcze coś do zrobienia. Poza tym jest jeszcze dość wcześnie.
Jesteś zmęczony, że już szykujesz się do snu?
- Nie, ale jutro muszę wstać trochę wcześniej. Ja nadal pracuję,
Baekhyun. Naprawdę chciałbym zostać z tobą cały dzień w domu,
ale nie mogę – westchnął, po czym powolnym krokiem podszedł do
Baekhyuna, następnie nachylił się nad nim i ucałował w czubek
głowy. - A co takiego robisz? - zapytał, spoglądając przez ramię
chłopaka, jednak ten zdążył zasłonić kartkę ręką.
- Piszę do rodziców.
- A nie może to poczekać do ranka?
- Nie – zaprzeczył szybko. - Myślę, że nie zasnę, dopóki nie
wyrzucę tego wszystkiego z siebie. Potrzebuję tego – mruknął, przymykając nieco powieki. - Przyjdę do ciebie, jak tylko
skończę. Nie zostało mi dużo, tak sądzę.
- Poczekam na ciebie w łóżku.
- Jasne.
Chanyeol uśmiechnął się do chłopaka, po czym zniknął za
drzwiami, kierując się do ich sypialni. Baekhyun zabrał ręce z
biurka i spojrzał na zapisaną kartkę papieru, która nie była
skierowana do jego rodziców. Tę już napisał i zaadresował,
zdając sobie sprawę z tego, że musi jakoś się im wytłumaczyć.
Drugi list adresował do swojego ukochanego. Nie był pewien, czy
naprawdę chcę go mu przekazać, zastanawiał się też, czy lepiej
będzie, jeśli zostawi go w domu i wyjdzie, czy może spali i uda,
że nigdy czegoś takiego nie pisał? Wszystkie myśli kłębiły się
w jego głowie, nie pozwalając na spokój. Czuł się, jakby ktoś go
uderzył i pozbawił jakichkolwiek pozytywnych odruchów, nadziei.
Było mu przykro, bał się pożegnania z Chanyeolem, z tym miastem,
które nazywał swoim domem.
Zacisnął mocno usta, czując, jak oczy zaczynają go piec.
Przyłożył do nich dłonie, starając się nie uronić ani jednej
łzy, ale nie potrafił. Zaczęło się od jednej, niewinnej, tej,
która spadła pierwsza na rozłożony list, ale później wylał ich
znacznie więcej. Nie kontrolował tego, ale skrywanie w sobie emocji
było zbyt trudne. Wychodziło na to, że jest zwyczajnym tchórzem,
ale mimo wszystko pogodził się z tą myślą. Dawny Baek odszedł,
pojawił się nowy, ten, który robi wszystko, by uciec od
cierpienia.
Z zamazanymi od łez oczami spojrzał na list, do którego przyłożył
pióro. Nakreślił na kartce swoje inicjały, a następnie zgiął
ją na pół i wsunął do białej koperty, którą z kolei schował
do szuflady, w której trzymał kilka scenariuszy. Chanyeol raczej
nigdy tam nie zaglądał, więc nie musiał się obawiać, że
znajdzie go przed jutrem. Moment później wstał i wyłączył
lampkę, która oświetlała cały pokój. Starał się nie myśleć
o tym, że to prawdopodobnie ostatnia noc, jaką z nim spędza,
dlatego nie chciał zasypiać. Usiadł na brzegu łóżka tuż obok
spoczywającego ciała i uśmiechnął się, dotykając dłonią
ciepłego policzka swojego ukochanego. Przez uchylone okno wpadało
rześkie powietrze i długa księżycowa łuna, która oświetlała
trwającą w błogim śnie twarz. Baekhyun miał wrażenie, że w
całej tej wyprawie, najważniejszy był właśnie Chanyeol. To
dzięki niemu nigdy wcześniej się nie poddał. Park okazał się
skarbem, który powoli stawał się ważniejszy od pasji. To jednak
nie wystarczyło, by uczynić Baekhyuna szczęśliwym.
W ostatnich chwilach życia czas zaczął płynąć szybciej,
jakby na siłę chciał się go pozbyć. Dlatego nie zasypiał.
Położył się obok Chanyeola i wtulił w niego, ale nie zamknął
oczu ani przez pierwszą godzinę, ani drugą, ani przez całą noc.
Trwał tak do rana, wsłuchując się w ciche tykanie zegara, które
odliczało jego ostatnie minuty.
***
Piąty rozdział, czyli przedostatni tego ff. Sama nie jestem pewna, jak uporam się z zakończeniem UD. Okazało się, że naprawdę pokochałam do opowiadanie... I smutno mi, gdy muszę się z nim pożegnać... W każdym razie, najprawdopodobniej kolejny rozdział pojawi się w najbliższym czasie, pewnie do tygodnia.
Jakieś opinie? :3
Ja też bardzo polubiłam to opowiadanie, ale smutno mi że stanie się coś tak strasznego :c Cieszę się że tak często dodajesz kolejne rozdziały i czekam na następny. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńJeju, tyle emocji. Ostatni akapit sprawił, że moje małe serduszko się rozpadło. Przedostatni tak samo. Jedno ze wspanialszych polskich opowiadań, jakie kiedykolwiek czytałam. I chociaż mam do nadrobienia wcześniejsze rozdziały, już niesamowicie je pokochałam. Uwielbiam BaekYeola, więc tym bardziej wspaniale mi się czytało. No i nie potrafię zaakceptować, że to już przedostatni rozdział, ale taka kolej rzeczy, wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Cóż, niecierpliwie czekam na koniec tego genialnego opowiadania. :3
OdpowiedzUsuńHwaiting! ♥
Unforgettable Dreams jest magiczne. I mówię to z ręką na sercu, nie przesadzając w swoich słowach, że czuję jak wraz z każdym nowym rozdziałem staję się moim ulubionym ff ze wszystkich jakie kiedykolwiek czytałam. Nie wiem przez co bardziej, czy przez samą historię czy sposób w jaki to opowiadanie piszesz. UD jest po prostu pięknę i gdyby była tylko taka możliwość wydania tego jako książki nie wahałabym się ani chwili by zakupić taki jeden egzemplarz. Wysiliłabym się nawet i pojechała do pieprzonej Kaliforni by poczuć tam ten wspaniały klimat Hollywood. Chociaż po tym rozdziale, najadłam się wielkiego smutku myśląc o słonecznym Los Angeles. Mimo, że to tylko postacie z opowiadania, czuję się związana z nimi bo byłam w podobnych sytuacjach - nie to, że ktoś skrytykował moją grę aktorską, ale też topiłam się przez kilka miesięcy w smutku i też próbowałam kogoś pocieszyć, mimo że ta osoba tego nie chciała. Nawet teraz, jak piszę ten komentarz, czuję się jak taka zrozpaczona kupa T.T
OdpowiedzUsuńUwielbiam UD i jako czytelniczka strasznie żałuję, że to już koniec. Styl jakiego tu używasz, różni się chyba od tego, w którym utrzymujesz swoje pozostałe opowiadania. Chyba dlatego to ff jest takie wyjątkowe. Nie jestem pewna czy obchodzą Cię moje uczucia i czy nie czekasz raczej na jakieś konkrety z mojej strony.
Cóż, zazdroszczę. Tyle mogę powiedzieć. Chciałabym pisać tak jak Ty i potrafić zaplanować każde swoje opowiadanie (gdybym tak umiała to bym je kończyła TT).
Pokochałam tutaj Baekhyuna, ale strasznie nie lubię faktu w jak głęboką depresję popadł. Wydawał się być na prawdę silnym człowiekiem, kiedy było zuełnie inaczej. Nie znoszę faktu, że nie chciał się podzielić tym co trzymał w środku i udawał przed Chanem, że jest z nim lepiej. Ja osobiście nie popieram takiego zachowania i boję się, że jeśli tak zareagowałam na piąty rozdział to rozryczę się przy ostatnim (zrobię zdjęcie na dowód)
Co Ty ze mną robisz ._.
Kochamkocham i życzę dużo weny.
<3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa następnym będę płakać. Nie chcę, żeby umierał :c Nie, nie, nie xd
OdpowiedzUsuń...dobra, muszę się ogarnąć ><
Nie dawno trafiłam na tego bloga i po prostu pokochałam to opowiadanie *.* wprowadza w taki przyjemny klimat... do tego tak oddajesz uczucia bohaterów, że potrafię się w to wszystko wczuć... już na tym rozdziale na koniec się popłakałam (tak, no cóz... za łatwo się wzruszam >.<) aż boję się pomyśleć jak to będzie dalej.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział i życzę weny :D
Pozdrawiam ^^
I jeszcze nie umarł! Nie żebym tego wyczekiwała czy coś, po prostu tak strasznie będzie mi smutno na samym końcu... Ach rozpływam się w opisach, nie wiem jak to robisz, ale zazdroszczę takiej umiejętności oddawania uczuć, naprawdę! :D
OdpowiedzUsuńSwoją drogą Channie chyba zbytnio się nie przejął zagubieniem listu O_o Niby chłopcy byli ze sobą itp. itd. aż w końcu nadeszła śmierć jednej z połówek, a druga nie zatrzymała po niej zupełnie nic, tylko wspomnienia. Na miejscu Chanyeola schowałabym ten cholerny kawałek papieru gdzieś, gdzie tylko ja miałabym dostęp. Może jakiś sejf albo chociaż przykleiłabym go pod spód szafy TT__TT A ten se zgubił... A co tam~
Awrrr! Czekam na kolejny part i życzę powodzenia w pisaniu ^^
Hwaiting~!