- Ostatni raz Baekhyuna widziałem wieczorem szesnastego grudnia 1970
roku w naszym mieszkaniu. Rozmawialiśmy przez chwilę, wydawał się
być szczęśliwy, jakby wszystko przeszło i wrócił ten stary
Baekhyun. To znaczy przez moment, przed samym wyjściem znów
zachowywał się dziwnie. Nie potrafiłem go rozgryźć, był dla
mnie już całkowicie zamknięty, nieosiągalny.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że chyba sam do końca nie wiedział, co robi – odparł,
wzruszając beznamiętnie ramionami. - Baekhyun się gubił nawet w
ostatnich chwilach swojego życia, a ja w sumie później żałowałem,
że nie poświęciłem mu więcej czasu. Kilka dni po tragedii
doszedłem do wniosku, że jeżeli zostałbym tego dnia w domu,
zauważyłbym, że coś jest nie tak. Albo mógłbym po prostu z nim
iść. Gdyby to się stało, Baekhyun nadal by żył, jestem tego
przekonany.
- Skąd ta pewność?
- Bo wystarczyłoby, żeby poczekał do ranka. Wtedy większość
jego problemów by zniknęła. Przynajmniej ta część o ambicjach
aktorskich. Niestety artykuły o nim by pozostały, ale ludzie szybko
by zapomnieli. Góra dwa tygodnie i Los Angeles żyłoby własnym
życiem, nie tym Baekhyuna – wyjaśnił, uśmiechając się
delikatnie. - Ale nie zapomnieli, pamiętają o nim do dziś.
Właściwie to miał na celu i nie rozumiałem, kiedy
powtórzył mi to po raz ostatni, dzień wcześniej. W tych słowach
ukryte było przesłanie, być może prośba o pomoc. Jego marzenia
zrobiły się niebezpieczne, a on sam szalony. To wszystko przez
smutek i zawód, jaki do siebie czuł.
- Pamiętasz coś jeszcze z tego okresu?
- Tak. - Kiwnął głową. - Miałem wrażenie, że Baekhyun wręcz
uwielbia czytać gazety, w których o nim pisano i dołować się
przez to. Nie było tam żadnej pochlebnej opinii, wszystkie były
ciosem prosto w jego serce. Jeszcze gorsze były te po naszym
pikniku, jak już wspominałem. Szmatławce się dowiedziały, nawet
zrobiono nam zdjęcia. Wtedy właśnie zupełnie wszystko wyszło na
jaw, a Byun tego nie chciał, to pogarszało jego sytuację.
Natomiast ja nadal pozostawałem nudnym edytorem, który mimo
wszystko potrzebował wtedy Baekhyuna. Żywego – W jego głosie
zabrzmiało zmęczenie. - Ale wracając, ja nienawidziłem, gdy
czytał te artykuły. Później był jeszcze bardziej smutny, dlatego
zbieraliśmy wszystkie gazety i wspólnie niszczyliśmy. To był znak
buntu, tego, że nie przejmujemy się tym, co o nas piszą. W moim
przypadku było to prawdziwe, Baekhyuna nie. Dlatego doszło do tego,
że w końcu sam je przed nim chowałem i nie miał do nich dostępu.
Tak było wygodniej. W końcu ja sam o nich zapomniałem. Znalazłem
je dopiero po latach, podczas przeprowadzki. Wtedy te wszystkie
wspomnienia wróciły.
- To i tak wiele nie dało – zauważył Kris, a Chanyeol musiał
się z nim zgodzić.
- Nie dało nic. Baekhyun i tak się zabił.
- Nim do tego doszło, zrobił jeszcze coś?
- Nic szczególnego – odparł po krótkiej chwili Park, wysuwając
nieco podbródek do przodu. - Właściwie... nigdy nie pomyślałbym,
że szykuje się na własną śmierć. Świadomie – powiedział,
prychając cicho. - Tamtego dnia wróciłem z pracy dosyć późno.
Musiałem zostać w swoim niewielkim biurze i ogarnąć przyszłe
teksty, które powinienem następnego dnia edytować. Chciałem mieć
spokój, dlatego zamiast wrócić o osiemnastej, przyszedłem do domu
o dwudziestej. Znalazłem Baekhyuna w salonie. Leżał na kanapie i
oglądał jakiś film. Wtedy nawet nie wróciłem uwagi, jaki –
oznajmił niespiesznie, przenosząc swój wzrok na okno. - Ostatnie
godziny spędziliśmy osobno. On po jakimś czasie wyszedł do
sypialni, ja zostałem w salonie, odpoczywając. Następnego dnia
chciałem zabrać znów gdzieś Baeka, dlatego potrzebowałem trochę
energii – ciągnął dalej, powoli przypominając sobie każdy
szczegół z tamtego okresu. Mimo że minęło trzydzieści lat, on
nadal pamiętał Baekhyuna tak dokładnie i idealnie, jakby nadal
miał z nim styczność. - Godzinę później oznajmił mi, że
wychodzi.
- Powiedział gdzie?
- Twierdził, że chce się spotkać z Blair. Okazało się, że
kłamał. To była tylko wymówka do tego, żebym nie wypytywał o
więcej. Mimo wszystko nie wyszedł od razu. Długo się wahał.
- Jak to?
- Nie był do końca pewien, czy chce umrzeć. Powiedział, że być
może wróci późno, żebym na niego nie czekał. Nie byłem w
stanie zinterpretować tego inaczej. Dla mnie były to zwyczajne
słowa, które wiele razy wcześniej mi mówił, kiedy było zupełnie
inaczej. Wtedy, stojąc przed drzwiami wejściowymi, zastanawiał się,
czy na pewno chce iść. Dopiero później zrozumiałem, że wraz z
ich zamknięciem, zdecydował.
- Nie wrócił już nigdy więcej.
- Tak – zgodził się. - Jego historia dobiegła końca.
Duże lustro powieszone przy szafie ukazywało szczęśliwca, który
wygrał życie. Widział tam człowieka spełnionego, który zdobył
świat, był wzorcem dla innych. Drogi garnitur był idealnie
dopasowany, a jasne włosy nieco rozczochrane, zupełnie jak zawsze.
Na ramionach zarzucony miał cienki płaszcz przez chłód panujący
tamtej nocy na dworze, a w jednej z jego kieszeni wsunięta była
biała, niezaadresowana koperta. Wiedział jednak, że ta wykreowana
postać jest zmyślona, siedzi tylko w jego głowie, kiedy on tak
naprawdę stoi w czarnych, miejscami ubrudzonych trampkach, ciemnych,
schodzonych spodniach, szarej, śliskiej koszulce z logiem Queen i
czarnej kurtce, której nawet nie zapiął. Nie był człowiekiem
wygranym, a zniszczonym przez życie. Całkowicie pozbawionym
jakichkolwiek nadziei. Jedyną rzeczą, jaka się zgadzała, był
list, który pisał ubiegłej nocy. Postanowił zabrać go ze sobą.
Nie dbał o to, kto go znajdzie.
Spojrzał na otwarte drzwi do pokoju, które prowadziły na długi,
wąski korytarz, gdzie udał się po chwili. Wiedział, że Chanyeol
jest w pokoju obok, że najtrudniejszym będzie przejście do drzwi
frontowych i pożegnanie się z nim raz i na zawsze, ale musiał. Już
nie mógł wytrzymać. Dusił się każdego dnia spowity w
poczuciu winy i smutku. Wykańczał go każdy wschodzący dzień,
nienawidził nowych poranków. Kochał tylko uśmiech Chanyeola,
który im towarzyszył. Ale to nie wystarczyło, by został.
- Idziesz gdzieś? - Usłyszał znajomy głos, przez co przystanął.
- Tak – odpowiedział, kierując wzrok na drzwi. - Chciałem się
spotkać z Blair. Z tego co wiem, po tym fatalnym filmie nie czuje
się najlepiej. W dwójkę będzie nam raźniej – skłamał. Nie
sądził, że pójdzie mu to tak łatwo. Bez zająknięcia. - Nie
mogę teraz zostawić jej samej.
- Kiedy będziesz?
- Nie wiem – odparł, wzruszając ramionami. - Być może wrócę
późno, więc nie czekaj na mnie – dodał, po czym podszedł do
drzwi. Ułożył dłoń na klamce, następnie użył swojej siły, by na
nią nacisnąć. Drewniane drzwi ustąpiły i otworzyły się na
oścież, ukazując pogrążoną w mroku klatkę schodową. Wszyscy
sąsiedzi pochowani byli w swoich mieszkaniach.
Nie miał siły, by zrobić krok naprzód, coś wewnętrznie go
blokowało, sprawiało, że chciał zostać dłużej przy Chanyeolu,
by móc nacieszyć się nim chociaż przez chwilę. Ale zdawał sobie
sprawę z tego, że nie wytrzymałby ani jednego dnia dłużej. I tak
wystarczająco dużo się nacierpiał, wewnętrznie już dawno umarł.
Tylko jego ciało pozostawało póki co żywe. Jednak mimo wszystko
nie wyszedł. Został przez chwilę, trwając pośród ciemności, w
jakich pogrążony był korytarz. Widział swoją niewyraźną sylwetkę
odbijającą się w lustrze obok wieszaków z kurtkami i zastanawiał
się, jak czy na pewno to zrobi. Wciąż się wahał i nie był
pewien. Zbyt dużo poświęcał.
- Baekhyun? - Chanyeol mruknął, stając w drzwiach, po czym włączył
światło. Zdziwił się, że jego chłopak nadal tam stoi. - Nie
wychodzisz?
Byun spojrzał na niego uważnie, po czym uśmiechnął się smutno.
Nie chciał odrywać od niego wzroku, w końcu widział go po raz
ostatni.
- Już idę – mruknął cicho, po czym podszedł wolno do
Chanyeola.
- Nie wolisz zostać ze mną?
- Tak. - Kiwnął powoli głową. - Ale muszę iść.
- To może przełóż to spotkanie – zaproponował, jednak Baekhyun
nie mógł przystać na to. - Chciałbym spędzić z tobą dzisiejszy
wieczór. Poza tym i tak na jakiekolwiek wyjścia jest już późno.
- Nie. Obiecałem, że przyjdę – powiedział, wczepiając się
dłońmi w koszulkę wyższego chłopaka. Czuł pod opuszkami palców
miękką tkaninę, przez którą przenikało ciepło ciała Parka.
- Wróć szybko – poprosił.
Pomiędzy nimi nastała chwila ciszy, przerywana jedynie cięższymi
oddechami Baekhyuna i odgłosami z ulicy. Szum wiatru mieszał się z
tym wydawanym przez silniki samochodów i głosami młodzieży, która
nadal szwendała się pomiędzy budynkami, a Chanyeol zapomniał
zamknąć okna. Mimo wszystko nikomu to nie przeszkadzało, a dzień
wydawał się być zwyczajnym. Wszystko było normalne, nic nie
wskazywało na to, że zakończenie będzie tragiczne.
- Chanyeol? - powiedział cicho, przenosząc wzrok na jego twarz, po
czym uśmiechnął się lekko, zaciskając mocniej palce, które
powoli zaczynały mu się pocić. - Kocham cię, wiesz?
- Wiem to, Baek. Ja ciebie też – odpowiedział, po czym schylił
się z zamiarem ucałowania lekko rozchylonych ust. Ich smak zawsze
był wyjątkowy, zupełnie niezapomniany i inny, specyficzny, lepszy
od tych, które miał szczęście próbować. Nie miał jednak
pojęcia, że po raz ostatni ma okazję trzymać w swoich ramionach
wątłe i kruche ciało Baekhyuna, że ten pocałunek jest ostatnim,
uśmiech, za którym tak bardzo tęsknił już nigdy nie powróci, a
niegdyś wesołe oczy staną się martwe. Park już na nic nie miał
wpływu.
- Powinienem już iść – powiedział, po czym obdarzył Chanyeola
ostatnim spojrzeniem, wychodząc z domu. Wraz z zamknięciem drzwi,
podjął ostateczną decyzję. Następnego dnia gazety będą miały
nowy powód, by nazwać go najgorszym i najsłabszym aktorem dekady.
*
Zawsze powtarzał, że Hollywood nocą jest niesamowite, że właśnie
w późnych wieczornych godzinach dopiero się budzi. Umierać na tle
oświetlonego miasta – coś niezwykłego, a zarazem tragicznego.
Nie myślał, że właśnie tym czynem zrani wiele osób, które
jeszcze na niego liczyły i nie traciły wiary, że kiedyś się
wzbije. Już dawno o nich zapomniał. W jego umyśle pozostawali
jedynie ci, którzy nim gardzili, którzy uważali, że przegrał w
życiu, że już do niczego się nie nadaje. Zapomniał, jak to jest
być kochanym, szanowanym i uwielbianym. Teraz słyszał jedynie
słowa kpiny i pogardy, dlatego nie potrafił się z tym pogodzić.
Był zbyt słaby, by żyć dalej, aby nadal cieszyć się każdym
wschodzącym dniem. Gdyby był człowiekiem silnym, nigdy by się nie
poddał, a jedną porażkę uznałby za niewielką przeszkodę w
drodze na sam szczyt.
Spojrzał na drabinę, która stała podparta o wysoki na dziewięć
metrów znak. To właśnie z nim kojarzył swoje marzenia i wszelkie
nadzieje, z którymi przyjechał do Hollywood. Dziewięć liter,
które zmieniały życie w raj lub piekło. To zależało od
nastawienia, pracy i ilości talentu oraz głosu obserwujących,
który liczył się najbardziej, bo przecież zwykły chłopak z
wielkimi marzeniami bez jakiegokolwiek poparcia nie mógł stać się
gwiazdą. Musiał mieć jeszcze na siebie pomysł i masę zaparcia,
które gdzieś po drodze zgubił. Poza tym sam w którymś momencie
zabłądził, bo gdyby było inaczej, nie stałby teraz na wzgórzu,
gotowy do skoku. Ale życie go zniszczyło, sprawiło, że nie mógł
się odnaleźć, a on sam nadal obwiniał samego siebie.
W głębi ducha nie wiedział, czy jest wdzięczny robotnikom za
zostawienie drabiny, czy wręcz przeciwnie. Właściwie postawili mu
przed samym nosem schody do śmierci, z czego w końcu musiał
skorzystać. Powierzchnia drabiny była zimna i śliska od deszczu,
który padał wcześniej. Musiał mocno zaciskać palce, by
nie spaść, zanim wdrapie się na sam szczyt, który był jego
celem. Nawet nie zwracał uwagi na to, że z każdym mocniejszym
podmuchem wiatru razem z przedmiotem chybocze na wszystkie strony. W tamtej chwili wszystko było mu obojętne. Chciał umrzeć, nie
ważne jak, ważne, by szybko. Miał nadzieję, że wraz z
kontaktem z ziemią poczuje ból, który minie w kilka sekund, a on
sam odejdzie w spokoju. Nie zakładał innych rozwiązań, one go nie
obchodziły. Miał jeden plan i chciał go zrealizować. A gdy stanął na szczycie, zrozumiał, że Hollywood z lotu ptaka jest
niesamowite, jednak dopadł go smutek wraz z myślą, że Chanyeol w
którymś z domów czeka na niego, nie znając prawdy. Czuł się
źle, bo okłamał go, opuszczał na zawsze, kiedy wcześniej
obiecał, że nie odejdzie. Zaczynał powoli twierdzić, ze całe
jego życie okazywało się kłamstwem, a on już nie potrafił
niczego odwrócić. Kiedyś uważał siebie za człowieka sukcesu,
który potrafi zrobić wiele, później uznał, że w sobie nie ma
niczego wyjątkowego, że tak naprawdę jest zwykły, równy z każdym
innym człowiekiem. Nosił w sobie zbyt wiele dumy, miał za wielkie
ambicje, dlatego porażka okazała się ciosem prosto w serce.
Ostatecznym, bo nie potrafił się po niej pozbierać.
Uśmiechnął się smutno, ściągając z siebie kurtkę, którą
odwiesił na czubku drabiny, po czym wyprostował się, stając na
pierwszej literze słynnego znaku. Czubki jego poniszczonych butów
wystawały nieco za stabilną konstrukcję, a on sam miał wrażenie,
że jeden krok dzieli go od całkowitej błogości, której nigdy
wcześniej nie doświadczył. Baekhyun nie bał się śmierci, po
prostu wcześniej nie wiedział, czy tak szybko chce się z nią
przywitać. Jednak w chwili, gdy spoglądał na oświetlone miasto,
które tamtej nocy wyglądało niesamowicie pięknie, zrozumiał, że
nie chce zawracać, ponieważ miał wypełnić swoje przeznaczenie,
nawet jeżeli tym miałby zranić wiele osób. Jego rodzice na pewno
będą cierpieć, w końcu był ich jedynym synem. Do tego Chanyeol,
kochali się... a on tak szybko postanowił go opuścić.
Czując wiatr, który targał jego włosami, dochodził do wniosku,
że wreszcie jest wolny, że w końcu może rozłożyć ręce niczym
skrzydła i jak ptak polecieć. Jednak wraz ze skokiem nie wzbił
się do góry, a opadł w dół. Tak samo było z jego karierą. Wraz
z nią spadł na dno. I gdy zderzył się z ziemią, nie poczuł ulgi
i błogiego spokoju, a strach, ból rozrywający całe ciało i zawód
do samego siebie, który towarzyszył mu długo, aż do ostatniego
tchnienia.
- Nie zatrzymałem go wtedy. Wyszedł, zabierając ze sobą jedynie
kurtkę i list, którego wtedy jeszcze nie widziałem – powiedział
cicho. Nie chciał wychodzić na słabego, ale mimo wszystko, gdy
przypomniał sobie ich całą historię, zrozumiał, że jego uczucia
względem Baekhyuna nadal w nim drzemią, nie wygasły całkowicie. -
Czekałem na niego do późna – przyznał, prychając cicho. -
Wiesz co jest zabawne? Można powiedzieć, że patrzyłem na jego
śmierć.
- Jak to?
- Gdy wyszedł, ja udałem się na balkon. Z zapalonym papierosem
stałem przy barierce i obserwowałem napis Hollywood. Ginął na
moich oczach, choć tak naprawdę go nie widziałem – wyjaśnił,
po czym westchnął ciężko, krzywiąc się nieznacznie. -
Następnego dnia zdziwiłem się, gdy dostrzegłem, że nie ma go w
domu, więc zgłosiłem jego zaginięcie. Dopiero kolejnego znalazła
go pewna kobieta, która spacerowała w tamtych okolicach. Mimo to
telefon od władz dostałem popołudniem. Prosili, bym przyszedł
zidentyfikować zwłoki, bo być może to zaginiony Baekhyun. Przy
sobie nie miał dokumentów, jedynie list podpisany swoimi
inicjałami.
- Gdy już tam byłeś, dowiedziałeś się czegoś jeszcze?
- Tak – odparł – że umierał w potwornych męczarniach przez
kilka godzin. Sam upadek nie spowodował śmierci, choć wyrządził
urazy do niej prowadzące. Wybrał okropnie bolesną śmierć, ale
spektakularną, dlatego ludzie mówią o niej po dzień dzisiejszy.
Właśnie przez skok z litery H, zaczął być kojarzony w
Hollywood – wyjaśnił, spoglądając na gazetę, która już od
początku wywiadu leżała na blacie pomiędzy nim a Krisem. -
Historia Baekhyuna jest tragiczna, ale myślę, że daje wiele do
myślenia. Udowodnił mi, że nie można rezygnować z marzeń, choć
sam to zrobił. Gdyby poczekał, wszystko o czym wcześniej śnił,
spełniłoby się. To czas był tu przeszkodą, nie ludzie.
- I to koniec? Takie właśnie jest zakończenie tej historii?
Chanyeol skinął głową.
- Tak – powiedział prosto, automatycznie. - Dopełnieniem może
być właśnie ten list, o którym niejednokrotnie wspominałem.
Został wysłany w sobotę, przyszedł we wtorek, o kilka godzin za
późno. Była tam propozycja idealnej roli dla Baekhyuna. Wcześniej
słyszał o tym filmie i naprawdę chciał w nim wystąpić,
chociażby w pobocznej roli. Producent jednak miał ambicje obsadzić
go w tej głównej. A Byun by się nadał, był stworzony do tej
produkcji. W każdym bądź razie, w filmie zagrał ktoś inny, też
jakaś wschodząca gwiazdka i udało się. Zdobył sukces. I gdyby
Baekhyun przyjął rolę, był jej w ogóle świadomy, udowodniłby
innym, że potrafi grać, że ta pasja cały czas w nim drzemie,
dałby powody innym, by o nim mówiono. Choć i tak to zrobił, nieco
innym sposobem. Bardziej tragicznym, ale skutecznym.
- Hollywood bezlitośnie zabawił się Baekhyunem, którego blask
zgasł, nim na dobre się rozjaśnił – podsumował Kris, z
zadowoleniem odkładając notes na bok. - Myślę, że to już
wszystko – oznajmił, następnie wstał, Chanyeol również. -
Dziękuję, że poświęciłeś trochę czasu na ten wywiad. W ciągu
kilku dni powinien pojawić się na pierwszych stronach naszej gazety
– poinformował, po czym uścisnął rękę Parka w ramach podziękowania
za współpracę. - Przed publikacją, może chciałbyś przeczytać
i coś poprawić?
- Nie. Dobrze wiem, co powiedziałem, także zostawcie to, jak jest –
odparł, po czym uśmiechnął się smętnie. - Nie wysyłajcie też
mi kopii wywiadu. Nie mam ochoty tego czytać. Na więcej pytań
również nie odpowiem. To ostateczna wersja życia Baekhyuna. Taki
był, trochę zakręcony, humorzasty, z wielkimi ambicjami, czasami
aż za bardzo wesoły albo smutny. Był moim Baekhyunem, ale od
trzydziestu lat nie żyje i myślę, że mimo wszystko dobrze, że
tak się stało. W każdym razie... Cieszę się, że mogłem
przybliżyć komukolwiek jego prawdziwe życie, nie to od strony
kamer, a zacisza domowego, kiedy był szczęśliwy – mruknął i
spojrzał na drzwi. - To chyba na tyle. Do widzenia i powodzenia w
dalszej pracy.
*
Dzisiejszy wieczór symbolizował zerwanie z przeszłością, która
czasami przynosiła zbyt wiele przykrych wspomnień, był nadzieją
dla Chanyeola. Podczas wywiadu kłamał. Mówił to, co chciał, by
było prawdą. Nadal kochał Baekhyuna i mimo upływu lat to uczucie
nie zniknęło. Wraz z zniknięciem Byuna, jego serce pękło. Chciał
go z powrotem, by znów móc go tulić wieczorami, chadzać z nim
popołudniami do Lucky Devils, by zjeść hamburgery i pograć
w gry na automatach. Nigdy nie przywykł do samotności, mimo że w
Nowym Jorku rozpoczął nowe życie, z nową osobą u boku. Ona
jednak nigdy nie potrafiła zapełnić tej pustki, jaką pozostawił
po sobie Baekhyun, a teraz... Chanyeol miał okazję zapomnieć,
uwolnić się od zmarłego chłopaka, który nadal był przy nim. To
w Hollywood wszystko się zaczęło i właśnie tu miało się
zakończyć.
Stanął przy drewnianej barierce, która oddzielała od przepaści.
Nad nią wznosiło się wzgórze wraz z legendarnym napisem, które
za cel wybrał sobie właśnie Baekhyun. Przed trzydziestoma laty
było równie wielkie i niesamowite, ale nie miało żadnej skazy.
Teraz nosiło brzmienie śmierci niewinnej osoby.
- Byłeś głupi, Byun Baek – warknął Chanyeol, sięgając do
kieszeni garnituru, po czym wyciągnął z niego starą, miejscami
podziurawioną i pożółkłą kartkę, która nie pozwalała mu się
przegnać z Baekhyunem. Sprawiała, że nadal cierpiał. Otworzył ją
powoli i od razu rozpoznał koślawe pismo swojego chłopaka.
Spieszył się, pisząc każde słowo.
Chanyeol.
Cholera, sam nie wiem, jak powinienem się z Tobą pożegnać.
Myślę, że zwykłe słowa nie wystarczą, to zbyt mało, w
porównaniu do tego, co chcę zrobić, ale nie mam wyjścia. Ta decyzja
nie była spontaniczna i zrodziła się w mojej głowie nagle. Już
przed premierą filmu czułem, że coś jest nie tak, jak zakładałem.
Okazuje się, że czasami przeczucia wcale nie są mylne, to ludzie
wmawiają sobie, że one ich oszukują. Ja postanowiłem ich
posłuchać... Mimo to rozczarowanie było równie bolesne, nadal
odczuwam jego skutki i chcę, żeby zniknęły, choć wiem, że to
się nie stanie, jeśli nie zrobię czegoś. Dlatego myślę, że
śmierć to dobre rozwiązanie. Przynajmniej będę szczęśliwy. I
hej, to wcale nie znaczy, że przy Tobie taki nie byłem. W każdym
razie... chyba powinienem Ci podziękować. Za wszystko, Chan. Za to,
że gdy się spotkaliśmy po raz pierwszy, zaproponowałeś mi
mieszkanie w swoim domu, za to, że zabierałeś mnie do Lucky
Devils, za to, że spędzałeś ze mną czas, byłeś na moich
występach i mnie wspierałeś i przede wszystkim za to, że mnie
kochałeś. To najlepsze, co mogłeś mi dać. Ja też Cię kochałem.
Dlatego to rozstanie jest bolesne i nie wiem, jak się za nie zabrać,
zwłaszcza, że jestem świadomy tego wszystkiego, że następnego
wieczoru już mnie nie będzie, bo w końcu ja kieruję własnym
życiem i już nie da się mnie powstrzymać.
Kiedyś miałem wielkie ambicje, chciałem zdobyć Hollywood i
myślałem, że mi się uda. I wiesz, miałem zaledwie dwadzieścia
parę lat, kiedy najlepsza część mojego życia się skończyła.
Nie uważasz, że to straszne? Miałem w zasięgu ręki tyle
możliwości, a kiedy się ocknąłem, nagle nie było niczego.
Zostałem z niczym, co pozwoliłoby mi na dalsze życie. Miłość,
którą mnie darzyłeś nie wystarczała, przykro mi. Ona nie
potrafiła do końca sprawić, bym był szczęśliwy. Potrzebowałem
jeszcze jednej motywacji, ale równie szybko ją straciłem. Nie
chciałem, tak jak Ty, popijać kawę, wsłuchując się w piosenki
The Beatles i spokojnie dzień po dniu umierać. Ja chciałem
naprawdę żyć. Ale już nie potrafiłem. Samobójstwo okazało się
luksusem i chciałem tego skosztować.
Okazało się, że jestem strasznym tchórzem lub być może
ludzie są zbyt podli. Potrafią tylko oczernić i zniszczyć
człowieka, pomóc mu umrzeć. Choć nie powinienem ich obarczać
tym, to nadal moja wina, nie postarałem się lub faktycznie moja
pasja była urojeniem. Wmawiałem sobie, że mam talent. To trochę
bolało. Boli nadal, dlatego nie chcę żyć. Spieszę się, by
wreszcie umrzeć, doznać tego ciemnego raju, który czeka na mnie po
drugiej stronie.
Następny dzień jest tym wybranym. Umrę szczęśliwy tej nocy...
I wiesz, będę tęsknił za Tobą jak gwiazdy tęsknią za
słońcem na porannym niebie. Tak myślę.
B.B.
Chwilę później podarte kawałki listu pofrunęły wraz z wiatrem w
stronę wzgórza. To był koniec, Chanyeol oficjalnie pożegnał się
z kimś, kto kiedyś w jego życiu był najważniejszy. Był jego
gwiazdą, która w końcu zgasła na zawsze.
Właściwie sama nie wiem, co mam teraz napisać... Może zacznę od prawdziwej historii, na której opiera się cała fabuła Unforgettable Dreams.
"Peg Entwistle, a właściwie Lillian Millicent, od dzieciństwa interesowała się aktorstwem i marzyła, że zostanie sławna w Hollywood. Kiedy stała się nastolatką, zaczęła występować w spektaklach teatralnych, jednak nie o to chodziło. Jej marzeniem było wielkie Hollywood, a jego realizację rozpoczęła od występów na Broadway’u. Wkrótce otrzymała kilka małych rólek, jednak nie przyniosły jej spodziewanego sukcesu i popularności. Po roli w filmie Thirteen Women (który zebrał falę krytyki) w roku 1932, popadła w depresję, zaczęła nadużywać alkoholu, wycofała się także z aktorstwa. W piątek, 16 września 1932 roku Peg wspięła się na szczyt litery „H” na wzgórzu Hollywood, na którym widniał napis Hollywoodland. Skoczyła z 9-metrowej litery, mając przed sobą widok rozświetlonego miasta. Jej ciała trudno było odnaleźć. Odnaleziono ją dwa dni później wraz z płaszczem i listem pożegnalnym. Koroner badający jej ciało stwierdził, że przyczyną śmierci było roztrzaskanie miednicy. Uznał, że Peg umierała długo, w nieludzkich męczarniach, mając 24 lata. Dwa dni po odnalezieniu jej ciała, wujek otworzył adresowany do niej list: został wysłany dzień przed jej skokiem. Była to propozycja zagrania roli, o której Peg od jakiegoś czasu marzyła. Jej bohaterka w ostatnim akcie miała popełnić samobójstwo…" więcej tutaj.
To tak w dużym skrócie z jej życia. Czytałam sporo artykułów o niej, ale po angielsku, okazało się, że jest ich naprawdę sporo i co do znalezienia ciała jest kilka opcji, jedyni podają, że znalazła je spacerująca kobieta, inni, że dwójka detektywów. Oczywiście wątek z synem reżysera jest wymyślony. Prawdą jest tylko to, co zawarte w tym fragmencie.
Na początku to opowiadanie miało być one shotem, dosyć króciutkim (a jest rozdziałowcem i nie takim długim, bo ma zaledwie ponad 40 stron w Wodzie). Oczywiście zainspirował mnie teledysk jak i piosenka Summertime Sadness - Lany Del Rey. Na początku nie mogłam zrozumieć o co chodzi, dlatego szukałam ukrytego sensu ukazanej historii i cóż... znalazłam. Peg mnie zainspirowała, jej historia zachwyciła, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Zmieniłam tylko lata akcji. Lata 70 były mi bliższe aniżeli 30, poza tym ich klimat... Teraz biorę się za lata 90, ale to będzie one shot, a z Izzy planujemy przenieść się do roku 1912 i przedstawić wam historię Sekaia toczącą się na Titanicu, co nie oznacza, że opowiadanie będzie kopią filmu. Tylko podstawy będą zachowane, reszta zmieniona. Ale póki co biorę się za dokończenie Kronik Kaia i 2 cześć SNH.
W każdym razie jest mi smutno. Polubiłam to opowiadanie i muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się je pisało. Szkoda tylko, że miało tak małe zainteresowanie wśród czytelników, ale cóż, najwyraźniej wolicie inne gatunki i czasy. Mimo wszystko prosiłabym każdego kto przeczytał to opowiadanie o chociażby krótki komentarz... Nie prosiłam o to w poprzednich notkach, teraz tak, bo naprawdę chcę poznać waszą opinię, jak i zorientować się, ile osób czytało. Poza tym jeżeli macie jakieś pytania odnośnie fabuły, przebiegu zdarzeń, bohaterów, były jakieś niejasności - pytajcie śmiało, ja odpowiem.
Cóż, do zobaczenia?
Tak, jak od początku zakładałam, epilog jest cudowny.
OdpowiedzUsuńNie bez powodu pokochałam UD, ma w sobie jakąś magię Hollywood. Jestem pewna, że dzięki takiemu zakończeniu na długo to zapamiętam.
Z tego rozdziału chyba najbardziej utkwił mi Baekhyun na wielkiej literze "H". A później jego powolna, bolesna śmierć. Cierpiał. Jednak odszedł w stylu, dzięki któremu ludzie wciąż o nim mówili.
Zrobiło mi się smutno, gdy przeczytałam o propozycji roli dla Byuna. Wtedy na pewno inaczej by się stało, może nie tak brutalnie.
Nie wiem, co mogę napisać, tak szczerze. Strzeliłaś mi w serce, a ja na razie nie mogę się pozbierać.
Jest to niezwykłe, bo oparte na prawdziwej historii.
Dziękuje ci za każdy wieczór, który poświęcałam Unforgettable Dreams, za każdą rozmowę z tobą, związaną z tym opowiadaniem. Dziękuje za tak wspaniałego BaekYeola.
Mam nadzieję, że opowiadanie z Izzy oraz SNH będzie ci się przyjemnie pisało.
Powodzenia.
Szkoda, że to już koniec :( Tak jak myślałam bez płaczu się nie obyło heh biedny Baekhyun.. ale chyba jeszcze bardziej żal mi Channiego... czuł się po części winny śmierci osoby, która była dla niego najważniejsza. To musi być straszne :(
OdpowiedzUsuńJak pisałam pod wcześniejszym rozdziałem kocham to opowiadanie i znając mnie jeszcze będę do niego wracać. Podoba mi się ten klimat no i świetnie oddałaś uczucia bohaterów. Nie wiem co więcej dodać... nie mam zwyczaju komentować, więc wybacz ten mało składny komentarz ;p
Pozdrawiam no i pozostaje mi życzyć weny do pisania SNH, które również chętnie będę czytać :)
to opowiadanie jest jednym z niewielu, na którym łezki mi pociekły
OdpowiedzUsuńjako, że przeczytałam już całość *3 ostatnie rozdział naraz, bo jakoś w plecy mi się zrobiło* to mam obowiązek zostawić komentarz: po pierwsze strasznie podoba mi się ten motyw tego, że Baekhyun chciał zostać aktorem i tak dążył do realizacji swojego marzenia, sposób, w jaki to opisywałaś, był bardzo dobry i tak realny, że sama kibicowałam Baekhyunowi, by marzenia się mu spełniły *choć po prologu już wiedziałam, że biorę się za coś smutnego*
moment z premierą filmu - kurczę coś poniżej pasa, jż wtedy łapie mnie dołek, a co dopiero biednego Baeka... i to jak ludzie źle odebrali homoseksualne związek Baekyeola - już samo pisanie o nim w gazetach źle mnie bolało, a co dopiero jak pociekła większa fala hejtu
całość mojego czytania dobiło zdanie: " I gdy zderzył się z ziemią, nie poczuł ulgi i błogiego spokoju, a strach, ból rozrywający całe ciało i zawód do samego siebie, który towarzyszył mu długo, aż do ostatniego tchnienia." - w tym momencie coś we mnie pękło, uczucia już nie wytrzymały, łzy pociekły...
opowiadanie piękne, rzadko kiedy czyta się coś tak cudownego ♥ i serio, może inni lali łzy strumieniami, ale zemnie ciężko cokolwiek wycisnąć, więc jak już te 3-4 łezki polecą, to znak, że serio mnie złapało, więc gratuluje ci wyciśnięcia ze mnie emocji!
i ja się osobiście cieszę, że to opowiadanie nie jest ani krótsze ani dłuższe - długość jest idealna! oraz podoba mi się to, że wywiad jest przeplatany z akcją z '70 roku, fajny to daje efekt
sorry za nieskładność, ale komentarze nie są moją mocną stroną, choć wiem, że cieszą autorów, dlatego piszę ♥
+ trochę z inne beczki - jak przeczytałam o planach twojej znajomej z napisaniem SeKai na Tytanicu... TO WGL WE MNIE PĘKŁO moje OTP na tym złym statku, już mam doła jak o tym myślę, a co dopiero jak będę czytać tamtego ff... trzymam kciuki za to ff oraz za Kroniki Kaia, które piszesz a ja czytam *wieczny smutek z końcówki SnH* i czekam na drugą część SnH owocnej pracy, weny i pozdrawiam~ ♥
Na początku może podziękuję za to, że przybliżyłaś historię Peg, nigdy nie przypuszczałabym, że opowiadanie mogło zostać napisane na jakiejś podstawie. Było nieprawdopodobnie urzekające i ciekawe, może krótkie, a może właśnie takie miało być. Rzeczywiście śmierć Baekhyuna okazała się spektakularna, nietuzinkowa. Co do Chanyeola - dziwiłam się, że tak prosto znosił cały wywiad, no ale potem sytuacja bardziej się rozjaśniła. Poprzednio napisałam chyba, że Chan był głupi bo nie zachował listu... Jednak miał go cały czas ze sobą i to chyba najbardziej mnie w tym wszystkim wzruszyło. Nie potrafił oderwać myśli od ukochanego. Piękne!
OdpowiedzUsuńWykonałaś brawurową robotę! :)
To było po prostu piękne. Nie wiem co napisać... Naprawdę bardzo mnie wciągnęło to opowiadanie i pozostanie mi w pamięci na dłuższy czas, ale jednak jest dużo za krótkie. :D Świetny pomysł z tym, aby zrobić opowiadanie na podstawie historii prawdziwej. Dziękuję Ci za to, że włożyłaś wiele pracy i je napisałaś :)
OdpowiedzUsuńPowiem tak. Na początku nie chciałem tego czytać. Właściwie się zmusiłem do przeczytania tego.A jak mam być szczery to zmusiłem się do przeczytania każdego rozdziału i każdego słowa. To zabawne. Wiesz czemu>? Bo chociaż zmuszałem się do czytania tego to łaknąłem coraz więcej i coraz więcej chciałem wiedzieć. Kocham to opowiadanie. Jest całkowicie fantastyczne. Jedno z najlepszych jakie czytałem. Świadomość tego, że od początku wiedziało się co się stanie to... bardzo ciekawy element. Naprawdę kocham to opowiadanie. I chociaż z trudem je przeczytałem i dostawałem szału bo tak bardzo nie chciałe dalej czytać to jednak nie mogłem się oderwać i chciałem dużo więcej. Pragnąłem poznać każdy szczegół tej historii. To nielogiczne nie? Całkowicie się wyklucza... ale wiesz... Pisz więcej opowiadań w tym stylu. I chociaż nie będę chciał ich czytać to jednak przeczytam każde i każde z nich pokocham.
OdpowiedzUsuńPS: CO do Sekaia na Tytanicu...Pisz!;) Nie mogę się doczekać!:)
Weny!
Zero_
Ale jestem zła, że tylko 6 komentarzy. Bo z całą pewnością powinno być ich dużo więcej.
OdpowiedzUsuńOd czasu, gdy napisałaś pierwszy rozdział chciałam zacząć czytać, ale zawsze jakoś brakowało mi czasu.
Leże sobie dzisiaj rano w łóżku i myślę co by tu poczytać. I tak mi się przypomniało, że kilka dni temu dodałaś epilog. Więc zaczęłam czytać.
Nie lubię baekyeola. Ale lata 70 są takie ugyhdyduihgukuidfjh. No. Kocham takie klimaty.
Najbardziej podoba mi się jak Chan to wszystko opisuje w rozmowie z Krisem. Dzięki temu miałam wrażenie, że prolog jest idealny i tak bardzo zachęca do czytania dalej.
A gdzieś w połowie mama zawołała mnie na śniadanie, a ja ją zignorowałam i czytałam dalej. Nie umiała mnie odciągnąć.
Baek jest taką trochę dziwną osobą. Jakby cały czas udawał, że jest silny. Wydaje mi się, że dużo słabych psychicznie osób tak udaje. Mówią, że chcą spełniać marzenia, że są szczęśliwi. Wydają się optymistami, a gdy coś się nagle zmieni nie na ich korzyść - załamują się. Chyba jestem właśnie takim człowiekiem. To źle.
Ale nie o mnie tu chodzi! Idealnie udało Ci się wprowadzić w ten klimat lat 70. Bardzo lubię oglądać amerykańskie filmy z tamtego okresu. Tak świetnie to opisałaś, że jestem naprawdę pod wrażeniem. Pomysł na historię też był świetny. Jednak można znaleźć inspirację w zwykłych, a zarazem niezwykłych historiach.
Myślę, że w głębi duszy Baek był naprawdę wrażliwym człowiekiem. Dlatego przejmował się tymi wszystkimi opiniami na temat filmu, jak i jego samego. Przyznam się, że czytając epilog popłakałam się. A to nie często się zdarza. Jednak nie płakałam przy opisie samobójstwa Baeka. To mnie jakoś nie poruszyło. Ale za to gdy Chan o tym opowiadał poczułam ścisk w serduszku. I znów mam wrażanie (za często mam wrażenie D:), że Chan był jakiś oziębły przy opowiadaniu śmierci swojego chłopaka. Może wmawiał sobie, że już go nie kocha? A kochał. Może ta strata bardzo się na nim odbiła? A udaje, że nic go to nie obchodzi. Takie są moje przemyślenia.
Masz wspaniały styl pisania i czekam na więcej takich arcydzieł! Dużo weny, czasu i chęci. Pozdrawiam <3
Nie chciałam tego czytać. Nie chciałam śmierci Baekhyuna. Rozpłakałam sie jak małe dziecko i przez pół godziny nie mogłam się uspokoić. Nie umiem zebrać myśli. To opowiadanie zostanie ze mną na zawsze. Oh god.
OdpowiedzUsuńMimo, że wiedziałam, iż tak się skończy, miałam mała nadzieję, że okaże się, że Baek jednak żyje i ukrywa się w domu Chanyeola. I przepraszam za taki nieskładny komentarz, ale sama rozumiesz...
Mimo iż historia Peg nie była mi nieznana, to ten ff bardzo mnie zaciekawił. Czytałam go z zapartym tchem.
Kocham i pozdrawiam, Fuku <3
Ale mam pustkę w głowie, o Krisusie.............
OdpowiedzUsuńJednak mimo wszystko wypadałoby zostawić po sobie jakiś ślad.
Także tego, zamknęłaś mi buzię tym epilogiem.
Historia cudowna, pomysł też.
To była dobra odskocznia, ponieważ wydaję mi się, że w większej mierze skupiłaś się na marzeniach Baekhyuna, przeciwnościach losu i zwykłym życiu, aniżeli na miłości pomiędzy nim, a Chenyeolem.
Nie będę się rozpisywać, wybierać ulubionych momentów (czyli w sumie co drugie zdanie), ale wiedz, że wszystko dokładnie przeczytałam.
I pomysł na Sekaia (kocham ten pairing) jest genialny i czekam niecierpliwie jak zaczniesz go realizować.
Uwielbiam Cię, Twoje teksty i życzę mnóstwo weny oraz zdrowia.
Twój blog został oceniony! Mam nadzieję, że będziesz zadowolona :)
OdpowiedzUsuńostrze-krytyki.blogspot.com
Pozdrawiam!
Greyia
jak to czytałam, naprawdę nie potrafiłam ogarnąć swoich uczuć ;;;
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie lubię opowiadań, które cofają się aż tak daleko w czasie (tak, 1970 rok to dla mnie zbyt dalekie), ale te czytałam z zapartym tchem. Ogromnie podoba mi się to jak uczucia bohaterów zostały ukazane, sam pomysł też jest świetny - wywiad, wspomnienia - cudowne, naprawdę cudowne.
OdpowiedzUsuńPod koniec epilogu, gdy Baekhyun wspinał się po drabinie na literę "H", emocje wzięły nade mną górę i łzy pociekły po policzkach. Wiedziałam jak to się skończy, bo już kiedyś (w poszukiwaniu sekretów Hollywood do szkolnego projektu) trafiłam na historię Peg Entwistle. I gdy tylko przeczytałam zdanie "Miał zagrać samobójcę." coś mi się skojarzyło. Mimo wszystko jakoś tak wmawiałam sobie, że może to się inaczej skończy.
Zakochałam się w takim Baekyeolu. Uwielbiam to w jaki sposób ich postacie są przedstawione. Nie są typowymi, zakochanymi w sobie mężczyznami, którzy najpierw się przyjaźnili. Myślę, że to zdecydowanie było coś więcej niż sama miłość, nie umiem tego określić, nazwać w jakiś sensowny sposób, ale takie jest moje zdanie. Takie mniej więcej mam wyobrażenie o ich relacjach. Podoba mi się to, że są tutaj pokazani inaczej, nie tak standardowo jak w prawie każdym ff (aczkolwiek wyjątki się zdarzają) tylko tak jakoś z... magią? Po raz kolejny nie potrafię opisać słowami tego co czuję. Myślę, że zostałam pokonana przez pięknie napisaną opowieść. Na pewno będę o niej myśleć przez bardzo długi, długi czas. No i na dodatek cudowny soundtrack. Niesamowity głos Lany towarzyszący każdemu rozdziałowi. Idealne zestawienie.
Zazwyczaj staram się komentować na bieżąco, ale za to opowiadanie wzięłam się dopiero, gdy było już skończone, więc nie widziałam sensu komentowania pod każdym postem. Stwierdziłam, że wszystko napiszę na końcu, myślę, że się nie pogniewasz ;)
Z niecierpiętliwością czekam na to opowiadanie, gdzie historia będzie odbywać się na Titanicu i one shot z lat 90. Mimo iż, tak jak wcześniej napisałam, nie lubię takiego przenoszenia się w przeszłość, to czekam na to, co wyjdzie spod Twojego "pióra".
Pozdrawiam i życzę ogromnego zapasu weny~!
Jeśli mam być szczera, na początku myślałam, że pewnie przeczytam tylko pierwszy rozdział i skończę. Nie lubię, gdy akcja dzieli się na przeszłość i teraźniejszość. Jednak to naprawdę potrafiło mnie wciągnąć. I oczywiście nie obeszło się bez łez. Tak, popłakałam się jak mała dziewczynka, której zabrano lizaczka. Dziękuje za to!! Z chęcią dowiem się więcej o tej historii, bo nieźle mnie zaciekawiła. Życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńW imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że Twój blog znalazł się na drugiej pozycji w ramce "Najwyżej ocenione". Gratulujemy!
Tak szczerze, to kiedyś przeczytałam prolog i nie było więcej rozdziałów, i po prostu zapomniałam o tym opowiadaniu :( Ale jak wczoraj zaczęłam oglądać wszystkie zwiastuny ff na youtube, to doznałam olśnienia i przypomniałam sobie o UD. Oczywiście zaraz po tym weszłam na bloga zaczęłam czytać. I kiedy tak czytałam pojawiło się takie dziwne uczucie. Ja nawet nie wiem jak to nazwać, taka trochę chora ekscytacja, ten klimat lata 70, Hollywood, hamburgery w Lucky Devils, plaża i taka swojego rodzaju prawdziwość mnie urzekły. Całe opowiadanie było na prawdę niezwykłe, bo coś takiego czytam na pewno pierwszy raz. Kurcze, za każdym razem kiedy cytowane były słowa Baek'a przechodziły mnie ciarki na plecach. One miały w sobie taką moc, i ja to czułam. "Hollywood nigdy mnie nie zapomni" Przez to zdanie ciągle gromadziło się we mnie tyle emocji, ale jak powiedział to ostatni raz, nie wytrzymałam i się popłakałam. Ogólnie kiedy już znałam historie i uczucia Byuna, ten cholerny piknik wcale nie był dla mnie wesoły, był przepełniony smutkiem, ale Chan nie mógł o tym wiedzieć. Skok Baekhyun'a z litery H, jestem skłonna go zrozumieć, bo człowiek bez pasji w życiu jest pustym człowiekiem, jego dusza została wydarta i te dni po premierze byłe pewnie o wiele gorsze niż sama śmierć, która również przepełniona była bólem. Popłakałam się też w momencie jak Baek żegnał się z Yeolem. Przecież się zawahał. Mogło być inaczej, gdyby poczekał ten jeden dzień jego życie mogłoby się zmienić. Tak jak myślał że film będzie sukcesem, a był porażą, tak życie, o którym myślał, że je przegrał mogło być wygrane, dlatego tak bardzo mi go tutaj żal. Kolejnym co mnie wzruszyło (?), skłoniło do płaczu był moment, kiedy Park powiedział, że tak jakby patrzył na śmierć Baek'a. To też mną na prawdę wstrząsnęło. Sama świadomość takiej tragicznej rzeczy musiała być potworna i trzydzieści lat później pożegnał się z tym wszystkim na dobre. Ten list, Hollywood, wieczorna panorama, to było takie romantyczne. Dodatkowo jeszcze Lana Del Rey w tle, to już w ogóle mnie niszczyło. Po skończeniu, czułam kompletną pustkę i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Przed snem cały czas myślałam o uczuciach Baek'a i Chan'a przez co nie mogłam się skupić na tym żeby zasnąć. Ja bym chciała jeszcze tak dużo powiedzieć, ale nie wiem kiedy miałabym skończyć pisać.
OdpowiedzUsuńDziękuje, na prawdę za to dziękuje, bo to było przepiękne. I myślę, że mało która autorska, napisałaby taką historię, tak dobrze jak Ty.
Nie komentowałam na bieżąco, ponieważ, muszę przyznać, że jak się wciągnęłam, tak nie mogłam się oderwać. Poza tym byłam zbyt rozstrojona emocjonalnie, aby napisać coś sensownego. Dopiero po dniu przerwy zbieram się na dodanie tego komentarza. Pierwsze, co muszę powiedzieć, to dziękuję. Dziękuję za to cudowne ff, bo to zdecydowanie jedno z lepszych polskich opowiadań, jakie miałam szansę przeczytać. Jestem doprawdy zauroczona Twoim stylem. Piszesz z tak niesamowitą lekkością, że czytanie ani razu mi się nie dłużyło i czytałam z ogromną przyjemnością! Sama historia aktorki bardzo ciekawa, przyznaję. Cóź mogę więcej dopowiedzieć; niewątpliwie perełka wśród perełek. Kawał dobrej (ba, bardzo, bardzo dobrej!) roboty. Gdyby każde ff było choć w maluśkim stopniu tak niesamowite jak to... marzenia. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko. ♡
Nienawidzę, po prostu nienawidzę jak opowiadanie się smutnie kończy. Podziwiam wykorzystanie pomysłu, doceniam poprowadzenie postaci i ich relacji ale... NIE NO NOPE NIENAWIDZĘ,NIE NIE NIE, ZGRZYTAM ZĘBAMI, DRAPIĘ PAZURAMI I WYJĘ Z 30 PIĘTRA PAŁACU KULTURY I NAUKI. Uff, uspokoiłam się. Przepraszam, ale kiedy takie rzeczy się dzieją w moim drugim ukochanym parringu to nie ma litości - chusteczki tańczą kankana, serce kroi się na sałatkę coleslow, a Kurwa-Bekon-Kochany cierpi katusze pod znakiem H ( taki (c)Hujowy trochę... )
OdpowiedzUsuńA i przede wszystkim ogromny smutek mnie przygniótł tym, że to Baek dostał tu rolę(hehe no przypadek słowny) postaci, która nie wytrzymuje ogromu krytyki i ,poważnie, nie może przeczekać gorszego dołka życiowego. Z kolei dobrze jednak, że czasem jest pokazany taki człowiek przegrany, jednak motyw samobójcy nadal jest dla mnie straszny. Muszę sobie urozmaicić dietę teraz w coś mega słodkiego, uroczego, fluffiastego i przyprawiającego o hiperglikemie. Teraz już nawet panujące upały będą mi przypominać to smutne dziadoctwo T____T
Jestem niezadowolona z końcówki, liczyłam na to, że miłość wygra, Baek będzie miał życie jak z wizji Channiego, Pan Tata nie umrze w niewyjaśnionych okolicznościach, Pindzia Filmowa bd z Paniusiem Filmowym, a Kris nie odejdzie z zespołu. Uch, dobra zagalopowałam się :////
W przyszłych projektach liczę na coś milusiego i z tęczą w tle i szczęśliwym związkiem partnerskiiiiiiiiiiim <3 Halo w końcu mamy wakacje, przydałoby się trochę radości w życiu? Tak?